+2
olus 27 lutego 2017 20:26
Tym razem chciałabym się podzielić fotorelacją z krótkiego wypadu do Grecji. W czasie kiedy w Polsce w najlepsze trwała zima, polecieliśmy na trzy dni na południe, z nadzieją na złapanie kilku promieni słońca. I chociaż w styczniu w Grecji pogoda wcale nie musi być nadzwyczajna, mieliśmy ogromne szczęście - pogoda nawet przerosła nasze oczekiwania.
W piątkowe popołudnie prosto z pracy udaliśmy się na lotnisko w Warszawie, aby polecieć do Aten. Do stolicy Grecji dolecieliśmy na pokładzie Aegana, a do hotelu w pobliżu placu Omonia dotarliśmy po ponad godzinnej jeździe autobusem z lotniska. Na następny dzień mieliśmy zaplanowaną jednodniówkę na Krecie. Oznaczało to jednak konieczność wstania o 4 rano, żeby zdążyć na samolot do Chanii. Trochę zastanawialiśmy się, czy nam się chce, czy może jednak zostać w Atenach. Jednak z wielkim trudem, ale jakoś wstaliśmy po tych kilku godzinach snu.

Startujemy z Aten, tym razem lecimy Ryanairem.
Image

Image

I lądujemy w Chanii. Kreta wita nas niesamowicie ośnieżonymi górami.
Image

Po dojechaniu autobusem do centrum, kierujemy się na stare miasto. Na początek odwiedzamy halę targową ze stoiskami z rybami i owocami morza, ale też różnego typu innymi artykułami, w tym pamiątkami. Potem kierujemy się w kierunku morza. Centralnym punktem jest stary Port Wenecki. Cała zatoka otoczona jest malowniczymi kolorowymi domkami.
Image

Image

Image

Robimy spacer dookoła portu, kierując się w stronę cypla z latarnią morską. Tam jednak niemiłosiernie wieje wiatr, więc do samej latarni nie dochodzimy.
Image

Image

Image

Widoki na Chanię i wybrzeże ze starych murów miejskich
Image

Image

Image

Image

Z miasta jest świetny widok na góry. Nie spodziewałam się, że tutejsze góry są tak duże, a dodatkowo pokryte śniegiem, który zdaje się spadł kilka dni wcześniej, wyglądały co najmniej jak Tatry.
Image

Image

Wracamy na wąskie uliczki starego miasta. Pora w końcu zjeść śniadanie, siadamy więc w małej knajpce. Do śniadania obowiązkowo typowo grecka frappe.
Image

Spacerujemy dalej, między innymi zahaczamy o plac z kościołem św. Mikołaja.
Image

Ponieważ pogoda sprzyja postanawiamy udać się na trochę na plażę. Idziemy wybrzeżem w kierunku zachodnim do plaży Nea Chora. O tej porze roku spotkamy tam przede wszystkich spacerowiczów z psami, jednak ku naszemu zdumieniu widzieliśmy nawet dwie czy trzy osoby, które postanowiły wykąpać się w morzu. Temperatura powietrza wynosiła kilkanaście stopni, wody - nie sprawdzałam :)
Image

My znajdujemy sobie zaciszne miejsce - trochę jednak wieje - i rozkładamy się na piasku. Jak na styczeń plażowanie jak najbardziej udane, szkoda tylko, że potem mamy dosłownie wszędzie piasek roznoszony przez wiatr.

W pobliżu plaży znajduje się mały port.
Image

I jeden z wszędobylskich kotów.
Image

Następnie wracamy w stronę centrum i idziemy do nowszej części miasta coś zjeść. Znajdujemy prosty, zatłoczony lokal z naszymi ulubionymi souvlakami i gyropitą. Najedzeni wracamy powłóczyć się jeszcze po starym mieście. Chcieliśmy kupić magnesy na lodówkę, wypatrzone wcześniej w sklepiku w hali targowej, a tu okazuje się, że w hali wszystko już pozamykane. Niestety tego nie przewidzieliśmy, ale mamy nauczkę, żeby nie odkładać zakupów na później. Szukamy czegoś w sklepikach z pamiątkami na starym mieście, ale niestety nic ładnego i oryginalnego nie znajdujemy.
Image

Wchodzimy na małe wzgórze, będące częścią fortyfikacji w okolicy starych murów miejskich, aby zobaczyć panoramę Chanii. Przy okazji widzimy, że z zachodu nadciąga ogromna chmura, zwiastująca porządną ulewę. Robimy więc na szybko kilka zdjęć i uciekamy w kierunku dworca autobusowego.
Image

Image

Mamy szczęście, akurat kiedy docieramy na miejsce zaczyna lać deszcz. Na dworzec przybyliśmy trochę wcześniej, niż początkowo planowaliśmy, więc musimy poczekać na autobus powrotny na lotnisko jakieś pół godziny. Po godzinie 19 startujemy Ryanairem w kierunku Aten. Do hotelu docieramy znowu późnym wieczorem. Jednak mimo dużego zmęczenia nie żałujemy, że wstaliśmy nad ranem i polecieliśmy na trochę szaloną jednodniówkę. Te kilkanaście godzin na Krecie było bardzo udane.Kolejny dzień spędzamy już na spokojnie w Atenach. Chociaż bardzo lubimy Grecję i bywamy w niej stosunkowo często, to same Ateny zwiedzaliśmy dawno temu, chyba przy pierwszym pobycie w 2008 roku. To jest więc dobry moment na odświeżenie sobie w pamięci najważniejszych miejsc. Zaczynamy od spaceru ulicą Athinas od placu Omonia w kierunki Monastiraki. Mijamy halę targową Varvakios, niestety jest niedziela i praktycznie wszystko jest zamknięte. Na Monastiraki nie możemy się oprzeć pięknym truskawkom na straganie. Zajadając się owocami wchodzimy w wąskie uliczki i kierujemy się w stronę Akropolu. Dodatkowo robi się tak ciepło, że szybko ściągamy z siebie kurtki. Wręcz idealne niedzielne przedpołudnie.

Agora i nasze drugie śniadanie :)
Image

Dochodzimy do skalistego wzgórza Areopagu, w starożytności miejsca obrad najwyższej rady, a obecnie świetnego punktu widokowego na miasto i Akropol.
Image

Image

Image

Image

Image

Następnie udajemy się na Akropol. Najpierw oglądamy z góry, zbudowany na zboczu Odeon Heroda Attyka.
Image

Wchodzimy na główną część wzgórza. Niestety rusztowania, które pamiętamy sprzed lat nadal tu są i nic nie zapowiada, żeby w jakiejś bliższej perspektywie mogły zniknąć.
Image

Image

Image

Image

Image

Widok na Ateny i Teatr Dionizosa na pierwszym planie.
Image

Image

Image

Spacerujemy pomiędzy świątyniami, z różnych stron podziwiając też panoramę Aten. Dopiero z góry widać jak rozległe jest to miasto, właściwie rozciąga się aż po horyzont. Na mnie niesamowite wrażenie robi też to, że z tej perspektywy wszystkie budynki Aten wydają się białe, wręcz zlewają się ze sobą w jedną jasną plamę, z której niekiedy wyrastają skaliste wzgórza.
Image

Image

Oto groźny strażnik Akropolu.
Image

Image

Image

Image

Po zejściu ze wzgórza oglądamy jeszcze Odeon z innej perspektywy i kierujemy się w stronę Plaki.
Image

Kolejny przedstawiciel greckich kocurów siedzi sobie na ławce i groźnie łypie na przechodzących turystów.
Image

Jest już późne popołudnie, czas więc udać się coś zjeść. Chodzimy jeszcze trochę wąskimi uliczkami Plaki, zachodzimy też do sklepu z pamiątkami kupić magnesy.
Image

Image

Zawsze jak jesteśmy w Grecji chcemy zjeść dobre souvlaki, a w tym względzie jesteśmy dość wybredni. Wzorem są szaszłyczki z małej tawerny nad Kanałem Korynckim. W Atenach najbardziej polecanym lokalem z typowym greckim jedzeniem jest Thanasis w okolicy placu Monastiraki. My jednak przekornie wchodzimy do jednej z sąsiednich restauracji, w której można podejrzeć, co akurat leży na grillu. Ogólnie to chyba jednak wszystkie lokale wokół placu mają takie samo albo bardzo podobne menu. Zamawiamy souvlaki i niestety rozczarowanie. To znaczy jedzenie nie jest złe, nawet trzeba powiedzieć, że jest smaczne, ale daleko mu do tego smaku i aromatu jaki powinien być. Mimo wszystko najadamy się aż za bardzo.

Po kolacji idziemy jeszcze pospacerować po dzielnicy Psiri. Tu też są przyjemne uliczki, wiele knajpek i sklepików.
Image

Możemy też trafić do takiego dziwnego miejsca - tu Boże Narodzenie trwa chyba cały rok.

Dodaj Komentarz